2.07.2014
---Juliet---
Ufff… Wreszcie koniec tego zagonionego dniaa..
Opowiem w skrócie jak to było.. ^^
Obudziłam się o
7:25. Jak na mnie to straaasznie wcześnie, ale byłam zbyt głodna, żeby dalej
spać.
Zeszłam więc na dół. Moje stopy były zimne, a płytki w
kuchni podgrzewane, więc doznałam miłego uczucia ciepła. Moja mama i siostry
Suzann i Martina dalej spały. Tata był w pracy, a Paul studiował i nie było go
w domu. Przyjeżdżał tylko na weekend i święta. Zajrzałam do lodówki i
wyciągnęłam dwa kawałki wczorajszej pizzy. Dałam je do mikrofalówki na 40
sekund. Gdy mikrofalówka zapipczała wyciągnęłam pizzę i polałam ją dużąą
warstwą ketchupu. Siadłam przy stole w jadalni, bo stół w kuchni cały zawalony
był papierami i szkicami mamy. Jest projektantką wnętrz i ogrodów i często
pracuje do późna. Pewnie znowu zapomniała wynieść ich do swojego gabinetu.
Włączyłam TV . Akurat wtedy do jadalni weszła Martina.
- Hej – powiedziała.
- No hej – odpowiedziałam.
- Co oglądasz? – zapytała.
- Nie wiem nie ma nic ciekawego, włączę MTV.
- Dobra. Ja wezmę coś do jedzenia i przyjdę do Ciebie.
- Okaay.
Właśnie wtedy zeszła też Suzann.
- Cześć siostry – powiedziała.
- No cześć – powiedziałyśmy razem.
- Czemu tak wcześnie wstałaś? – zapytałam . Jest dopiero
7:50.
- No wiem, ale chciałam, żebyście mi pomogły zrobić dla mamy
śniadanie urodzinowe - odpowiedziała.
- URODZINOWE?!? – krzyknęłyśmy razem.
- Taaak. Zapomniałyście?
- No. Cholera. Nic dla niej nie mam, a ty? – zapytała mnie
Martina.
- Jezu ja też.
- A ja mam hahaa – powiedziała Suzann z nutką sarkazmu w
śmiechu.
- Co masz?
- Czekoladki, laurkę i taki mały bukiet ślicznych róż.
- Aaa czyli jesteśmy bardziej zapominalskie od siedmiolatki
tak? – zapytała Martina
- No na to wychodzi. Przecież my jesteśmy zawsze takie geniaalne
- odpowiedziałam.
- No raczej. Ale wiesz.. musimy coś kupić co nie..?
- Wiem właśnie… Jest 8:10. Mama poszła spać późno, więc
raczej będzie spała do ok. 10. To może zjemy, ogarniemy się i pojedziemy do
Whiteleys London, bo jest najbliżej i coś jej kupimy.
- Dobra. To jest teraz 7:55. O 8:30 wyjedziemy ok.?
- No ok. To ja idę się myć.
- Dobra, ja też. – powiedziała moja siostra.
Dobrze, że w naszym domu każdy ma osobną łazienką.
Przynajmniej nigdy nikt się o to nie kłóci.
Weszłam do mojego pokoju, w którym były drzwi prowadzące do
mojej łazienki.
Poszłam się umyć pod
prysznicem. 10 minut później wyszłam owinięta ręcznikiem. Podeszłam do szafy i
ją rozsunęłam. Nie wiedziałam czy na polu jest ciepło czy zimno. Otworzyłam
więc okno i wyciągnęłam przez nie rękę. Dzień zapowiadał się dosyć ciepło.
Stwierdziłam, że ubiorę bluzkę z tygrysem narysowanym na przodzie i włożę ją do
krótkich jeansowych spodenek z ćwiekami. No i dla wykończenia brzoskwiniowy
pasek, czarne vansy i brzoskwiniowy zegarek. Ubrałam się i poszłam do łazienki
żeby pociągnąć rzęsy tuszem. Byłam gotowa. Spojrzałam na zegarek była 8:28.
Idealnie. Włożyłam jeszcze tylko szybko 20 funtów do kieszeni. Zbiegłam po
schodach, ale zrobiłam to cicho, żeby nie obudzić mamy. Potem pojechałyśmy z Martiną
naszym garbuskiem, którego dostałyśmy na szesnastkę do Whiteleys.
Zastanawiałyśmy się po drodze co jej kupić. Zdecydowałyśmy, że bluzkę, która
jej się podobała i do tego jej ulubione perfumy. Razem wyjdzie około 18 funtów.
Do centrum miałyśmy autem blisko. Tylko 7 minut. Zaparkowałam nasze auto w
podziemiach. Gdy wjechałyśmy windą na parter, stwierdziłyśmy, że ja pójdę po
perfumy, a Martina kupi bluzkę i spotkamy się koło schodów. Weszłam do
perfumerii i wybrałam zapach. Podeszłam
do kasy i ogromnie się zdziwiłam. Za ladą stała jedna z moich przyjaciółek.
Emma. Pogadałyśmy chwilę, ale ja musiałam już iść. Gdy szłam w kierunku schodów
usłyszałam, że ktoś do mnie dzwoni. Wyjęłam iPhona z kieszeni i zerknęłam na
ekran. To była moja siostra Martina.
- Halo – powiedziałam.
- Musisz szybko przyjść do sklepu.
- Czemu? – zdziwiłam się.
- Zapomniałam portfela – odpowiedziała.
- O Jezu. Ty to masz zawsze farta. Idę już.
- Ok. Szybkoo.
- Dobra, dobra.
Rozłączyłam się i poszłam w kierunku sklepu. Weszłam i
zobaczyłam Martinę. Zapłaciłyśmy za bluzkę i poszłyśmy na parking.
Dojechałyśmy do domu. Mogłyśmy odetchnąć z ulgą. Mama
jeszcze spała. Potem zapakowałyśmy prezent i rozkazałyśmy Suzann nie powiedzieć
ani słówka na ten temat.
Do popołudnia miałyśmy mniej więcej spokój.. Ale potem znów
musiałyśmy jechać do sklepu. Tym razem po jedzenie. Kiełbasę na grilla, chipsy,
rzeczy potrzebne do sałatek itp. Okazało się, że mama robi imprezę. No i
jeszcze trzeba było ogarnąć nasz wielki dom. Dzisiaj się z moja siostrą nabiegałyśmy. I to jeszcze jak! A żeby było jeszcze ciekawiej mama
zaprosiła też ciocię Chloe, która ma dwójkę nieznośnych dzieci.
Dobrze, że ten dzień się już skończył. Myślałam, że nie
napiszę dzisiaj nic, ale udało mi się wyrwać na chwilę od tej szalonej
rodzinki. Siedzę teraz sama w pokoju i słyszę jak 8 dzieci w wieku od 3-9 lat
biega i wrzeszczy po całym ogrodzie. A rodzice i reszta siedzą spokojnie i się
śmieją. OK...
Myślę, że Martina jutro coś
doda. Pewnie kolejny dzień będzie zabiegany. Ale tak to jest jak się ma bliźniaczkę..
No, ale ja zawsze będę kochac tego debilaa <3 <3.
************************
************************
Jeśli podoba Ci się blog o naszym codziennym życiu
zostaw coś po sobie. Np. komentarz ^^
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz